"....odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj."

Mark Twain


poniedziałek, 17 maja 2010

I Rodzinny Rajd Przygodowy 15.05.2010r


Rajdy Przygodowe /ang. Adventure Racing/ to połączenie wielu dyscyplin: rower, bieg, kajaki, wspinaczka. To tylko podstawa. Jeżeli dodamy odnajdywanie punktów kontrolnych, przy pomocy mapy i kompasu, oraz zadania specjalne, typu zjazd na linie tzw "tyrolka" lub przejście po moście linowym, czy przeprawa przez rzeki, to mamy obraz co to jest rajd przygodowy
15 maja odbył się w Międzyrzecu I Rodzinny Rajd Przygodowy po Ziemi Międzyrzeckiej. Wzięło w nim udział 9 drużyn, które liczyły od 2 do 7 osób. Najstarszy uczestnik miał 79lat a najmłodszy 2,5roku. Uczestnicy mieli za zadanie odnaleźć 6 punktów kontrolnych w obrębie miasta i w pobliskiej okolicy. Do przejechania rowerem było 21km , przejście z kijkami nordic walking około 600m i przepłyniecie kajakiem 600m Impreza miała być rekreacyjna ale niektóre zespoły potraktowały ją bardzo poważnie i wyszła wspaniała rywalizacja pomiędzy 3 pierwszymi drużynami. Ostatecznie wygrał zespół "LESIK" druga była "OSP ZAWADKI" a trzecia "BICYCLE GARAGE i Mariola" kolejne miejsca zajęły:
4. POLZBYT
5. RAKI
6. LESZCZE
7. CHMIELEWSKI TIM
8. PIORUNY
9. PIOTR
Na zakończenie był pokaz ratownictwa w wykonaniu OSP Stałpno, ognisko, grill i wręczenie dyplomów dla wszystkich uczestników.
Ci co nie byli niech żałują, ale mają szansę spróbować swoich sił w następnym rajdzie, ponieważ impreza ma być cykliczna. Kolejny będzie na przełomie czerwca i lipca

zdjęcia Mariola i Bynio

czwartek, 6 maja 2010

Kazimierz - Nałęczów i "okolice"

Bywa tak że coś planujemy i wszystko nam wychodzi, a bywa też tak że planujemy i niezależnie od nas musimy "zmieniać plany". Tak było z naszym wyjazdem. Do "ostatniego momentu" nie wiedzieliśmy czy wyjedziemy, a jak już ruszyliśmy i zapowiadało się wspaniale, niestety jeszcze raz trzeba było podjąć decyzję o zmianie.
Najbardziej zależało nam na okolicach Kazimierza i Nałęczowa chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej, co mają dla nas do "zaoferowania".
Trasa zaplanowana była na trzy dni.
Dzień I
Wsiedliśmy do pociągu o 6.02, a o 8.10 byliśmy już na trasie Dęblin - Puławy, gdzie nad Wisłą zjedliśmy śniadanie. Pogoda coraz bardziej się "klarowała", i gdy dojechaliśmy do Puław było pięknie i słonecznie. Zwiedzanie parku zaostrzyło "nasze apetyty" na dalszą podróż. Gdy dojechaliśmy do Kazimierza niebo zachmurzyło się z lekka. Mieliśmy zrobić zakupy. Kilka zdjęć na rynku, i ruszyć w teren. Gdy W
w "międzyczasie" z "lekkiego zachmurzenia" zaczęły spadać drobne krople deszczu.Aby przeczekać "kapanie" zaczęliśmy obserwować rynek. A przede wszystkim, "tabuny" turystów, w końcu to jeden z dłuższych "weekendów" i zjechała się tu masa ludzi.Obserwowanie ludzi przynosi refleksję i filozoficzne przemyślenia. Ale przecież my jesteśmy na przejażdżce rowerowej i chcemy w teren.
Małe krople nie są w stanie odciągnąć od wykonania planu. Gdy ruszyliśmy, niebo pociemniało na dobre i już nie kapało a padało i to dosyć mocno, nie zapowiadało się, że deszcz szybko ustanie. Po kilku minutach jazdy musieliśmy się zatrzymać i zmienić ubranie, oraz nasze plany. Błoto pomogło w podjęciu decyzji. Plan zmieniliśmy, rezygnując "tylko" z terenu i zostawiliśmy asfalt.
Z Kazimierza do Nałęczowa jechaliśmy cały czas w deszczu.
Po ciepłym obiedzie w Nałęczowie, trochę się wysuszyliśmy i postanowiliśmy pojeździć po mieście, szukając noclegu. "Zaliczyliśmy" park zdrojowy i wszystkie jego "atrakcje", wszędzie była masa ludzi. Tutaj już ich nie obserwowaliśmy, ponieważ zbliżał się wieczór a my nie mieliśmy jeszcze gdzie spać. Długi weekend "robił swoje". Gdy któryś z kolei właściciel "wolnych pokoi", stwierdził, że dzisiaj nie znajdziemy wolnych miejsc , postanowiliśmy kontynuować jazdę zgodnie z planem. A gdy już było ciemno trafiliśmy na nocleg w Garbowie.
Toaleta, kolacja, nocne "zwiedzanie" pieszo miejscowości położonej przy trasie Lublin - Warszawa i zasłużony odpoczynek.
Dzień II
Rano byliśmy bardzo zadowoleni że spaliśmy pod dachem. W nocy przetoczyła się burza z ulewnym deszczem. Ale o 6.00 było już całkiem znośnie i nie padało. Śniadanie, przegląd rowerów i w drogę. Spokojna, pięknie położona droga wśród malowniczych pól i łąk, wiatr we włosach, cichy szum przemieszczających się rowerów, to jest to. Następny przystanek Kozłówka.
W Pałacu Zamoyskich byliśmy pierwszymi ze zwiedzających i nawet ochroniarz nie miał nic przeciwko, abyśmy weszli na teren kompleksu pałacowo-parkowego z rowerami. Rozłożyliśmy się na ławeczce przy fontannie w ładnie zagospodarowanym ogrodzie, gdzie "przechadzał się" dumnie paw. Ciepło, przyjemna cisza,śpiew ptaków, pełny relaks, gdy nagle "WIDZĄ PAŃSTWO TUTAJ PRZEPIĘKNE ZDOBIENIA WIEK.........!!!" usłyszeliśmy przewodnika wycieczki, to był znak, aby ruszyć dalej.
Piękna trasa tym razem przez las do Firleja. Krótki odpoczynek nad jeziorem i "19-tką" do Kocka.
Zwykle senne miasteczko, gdzie życie biegnie powoli,dzisiaj było pełne ludzi. Tuż przed południem na kockim skwerze grupa rekonstrukcyjna przedstawiła inscenizację potyczki, w której zginął płk Berek Joselewicz, tutejszy bohater. My co prawda trafiliśmy już na koniec gdzie przed kockim pałacem miał miejsce pokaz sprawności kawaleryjskiej. Ale mogliśmy wejść do pałacu i zobaczyć jak wygląda w środku. Zadbany park przy pałacu i otoczenie robi wrażenie. Kock był ostatnim etapem naszego wyjazdu. Zostało nam 50km do przejechania krajową 19-tką do domu.
Wyjazd planowaliśmy na trzy dni, trasę zrobiliśmy w dwa. Mamy trochę niedosyt, chcieliśmy pojeździć w terenie, ale jeszcze w te okolice wrócimy.

36godz
około 320km
100km pociągiem
220km na kołach

Mariola i Bynio
zdjęcia