"....odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj."

Mark Twain


wtorek, 30 sierpnia 2011

Bieg "Międzyrzeckich Jeziorek" - to już historia








Bieg przeszedł do historii wzięło w nim udział  88 osób. 
Startowało nawet kilku rowerzystów. 
Była walka na trasie z przeciwnikami i upałem, były medale,  nagrody, bigos, grochówka itp.
Mam nadzieję ze wszyscy dobrze się bawili, i że za rok "zabawa" będzie jeszcze lepsza.
Więcej zdjęć znajdziecie tutaj

środa, 3 sierpnia 2011

Dawno nic nie pisałem o wyjazdach i innych działaniach RM
Ale i dzisiaj  nic nie napiszę - chociaż wiele się działo.
Chciałem puścić muzykę - ale nie znalazłem nic w dobrej jakości.
Za to przytoczę Steda.
"Nie rozdziobią nas kruki
ni wrony, ani nic!
Nie rozszarpią na sztuki
Poezji wściekłe kły!

Ruszaj się, Bruno, idziemy na piwo;
Niechybnie brakuje tam nas!
Od stania w miejscu niejeden już zginął,
Niejeden zginął już kwiat!

Nie omami nas forsa
ni sławy pusty dźwięk!
inną ścigamy postać:
Realnej zjawy tren!

Ruszaj się, Bruno, idziemy na piwo;
Niechybnie brakuje tam nas!
Od stania w miejscu niejeden już zginął,
Niejeden zginął już kwiat!

Nie zdechniemy tak szybko,
Jak sobie roi śmierć!
Ziemia dla nas za płytka,
Fruniemy w góry gdzieś!

Ruszaj się, Bruno, idziemy na piwo;
Niechybnie brakuje tam nas!
Od stania w miejscu niejeden już zginął,
Niejeden zginął już kwiat!"
Na takich i podobnych tekstach się wychowałem, do takich miejsc jak na zdjęciu opatrzność mnie kierowała, ludzi o takiej a nie innej wrażliwości miałem zaszczyt na swojej drodze spotkać . 
Byłem w różnych miejscach i z różnymi osobami się stykałem, ale  takie i podobne opisy zmuszające do zastanowienia się i opisujące to  co nas otacza oraz ludzie z otwartymi sercami i o wielkiej wrażliwości najbardziej zapadają mi w pamięci.
Ciekaw jestem co do was trafia najbardziej? Muzyka, tekst, spotkanie z drugim człowiekiem
A może wyruszymy  drogą wyobraźni i dowiemy się co autor miał na myśli?   w moim ulubionym  kawałku Siekierezady.
W końcu wędrówką jedną życie jest człowieka,
a rowerowy międzyrzec to nie tylko rowery, kajaki, bieganie, narty ...

Czekam na "reportaże" z waszego wędrowania zawiłymi ścieżkami wyobraźni.

sobota, 9 lipca 2011

Święto Roweru - Lubartów 2011


Kładąc się poprzedniego dnia o godz. 23.00 na zasłużony odpoczynek budzik nastawiłem na godzinę 4.00. Rano Basia wyłączając alarm budzenia powiedziała - Andrzej pada. Wstałem natychmiast nie ociągając się, jak to czasami bywa w "normalne" dni . Przecież to dzisiaj ten dzień 3.07.2011. Święto Roweru. Święto dla niektórych błahe nie liczące się i w ogóle mnie to nie dziwi. Ta rzecz, przedmiot, urządzenie jak zwał tak zwał, trzeba to lubić chyba trochę kochać - po prostu to jest pasja . Na Święto wybierałem się po raz pierwszy (tak jakoś się ułożyło ) bardzo chciałem być w Lubartowie, poznać twórcę tej rowerowej idei Janusza Pożaka.

To właśnie On 18 lat wcześniej wymyślił taką imprezę , wymyślił ponieważ jest pasjonatem ROWERÓW. Przecież to wspaniały kolaż i mistrz rowerowy najprawdopodobniej nawet w marzeniach nie myślał że z małej lokalnej imprezy rowerowej stworzy największą imprezę w Europie a być może na Świecie!!!

Ale może po kolei jak to było w tym roku.

4.00 pobudka kiedy Basia powiedziała że pada, więc bardzo się nie spieszyłem, miałem taką nadzieje, że zaraz przestanie. Spakowałem sakwy, coś do jedzenia, ubrania na zmianę i sprawy przeciwdeszczowe, jak się później okazało, to najważniejsze w tym dniu. Pakowałem się pół godziny, a następnie przez godzinę stałem w oknie i ze smutkiem patrzyłem w niebo( lało bez przerwy).

Godzina 5.30 decyzja - wyjeżdżam, przypinam sakwy do roweru, zakładam kurtkę i ruszam do Lubartowa. Jadę 19 przez Radzyń i Kock w strugach deszczu. W Kocku zatrzymuje się i dzwonie do domu – że żyję i jeszcze się nie utopiłem. Podczas postoju mijają mnie samochody, które ciągną specjalne przyczepki do przewozu rowerów; widok rowerów poprawia mi humor.

Automatycznie wsiadam na moje „pędzidło” i śmigam do Lubartowa.

Na miejscu jestem o godzinie 9.40. (ciągle pada). Wolontariusze kierują mnie we właściwy rejon oraz pomagają mi przy rejestracji.

Podczas rejestracji pada pytanie: „skąd pan przyjechał?” – z Międzyrzeca Podlaskiego. Słyszę „łaaaał !!”, „rowerem w taki deszcz?”.

Mówię, szkoda że w Radzyniu czy w Kocku nie było punktów rejestracyjnych, aby zaliczyli przebyte kilometry. Robię kilka fotek, chwilę czekam, myślę o rowerzystach z Białej i Radzynia. Otrzymuje Nr. 124 – jak to się mówi, bardzo młody. Deszcz psuje tak fajną imprezę. Pomiędzy namiotami a sceną przygotowana na występy itd. przechadza się w niebiesko- żółtym płaszczu pan Janusz Pożak – smutny i trochę załamany. W krótkiej rozmowie z Nim wspominam o punktach kontrolnych dla rowerzystów z Międzyrzeca i Białej Podl. Mówi że w przyszłym roku chyba to wypali – dodaje że być może Święto Roweru zostanie powtórzone w najbliższą Niedziele ale wkrótce dodaje że zobaczymy jak to wszystko się rozwinie. Tak prywatnie J. Pożak to bardzo fajny gość. Po rozmowie, wsiadam na rower i wykręcam najmniejszą trasę, do Kozłówki i z powrotem tak na rozgrzewkę i żeby poczuć smak rajdu.

Wracam rejestruję przyjazd z trasy, jem smaczną grochówkę, spoglądam w między czasie na mój licznik, który wskazuje prawie 100 km, szkoda że dojazd do Lubartowa się nie liczył.

Idąc w kierunku Bramy Startowej, myślę o drugim kółeczku i napotykam dwóch, niegdyś wspaniałych kolarzy, teraz organizatorów ciekawych imprez sportowych. Gość honorowy Czesław Lang – twórca Tour de Polotne, wielokrotny Mistrz Polski w kolarstwie torowym i oczywiście Janusz Pożak – twórca Święta Roweru w Lubartowie. Trzeba też wspomnieć o sponsorach i ludziach wspierających te przedsięwzięcie + setki wolontariuszy.

O pogodzie nie będę już wspominał. Ponownie wyruszam na trasę rajdu, dojeżdżam do Kozłówki i postanawiam zwiedzić posiadłość Zamoyskich. Kozłówka jest piękna, to prawdziwa perełka wśród lasów i pół Lubelszczyzny. Powracam do Lubartowa, tam spotykam rowerzystę z Białej Podl. I Jerzego z Międzyrzeca. Zbiera się coraz więcej rowerzystów. Wydarzenia na placu Święta komentuje p. Henryk Sytner (Radiowa Trójka), jak się nie mylę ta impreza jest na EuroSporcie. Patrzę w prawo i oczom nie wierzę, trzech rowerzystów z Międzyrzeca. Rejestrują się i wyruszamy razem w drogę. Olek i Viktor proponują najdłuższą trasę, ojciec chłopców zgadza się i wyruszamy. Olek mimo ciężkich warunków pogodowych „kręci” wytrwale, Viktor siedzi na bagażniku i też kręci, ale nosem.Widzę że Wiesławowi deszcz nie przeszkadza w imprezie .

Kolejny raz jestem w Kozłówce. Robię chłopakom fotki z dziadkiem Leninem i w drogę do Lubartowa. Spotykamy Ludmiłę, Piotrka z BKR-u oraz Tomka z Rowerowego Radzynia, więc jest fajna grupa z Podlasia na święcie.

Po zaliczeniu rundki rajdowej, chłopcy są głodni więc śmigają na grochówkę. Wody i błota coraz więcej, lecz w ogóle to nie przeszkadza uczestnikom. Janusz Pożak gdy tylko ma wolną chwile to zatrzymuje się i rozmawia z innymi rowerzystami. W międzyczasie na głównej scenie odbywają się koncerty zespołów młodzieżowych. Impreza powoli dobiega końca.

Pan Sytner ogłasza że mimo niesprzyjającej aury uczestniczyło ponad 3 700 osób. To wielki sukces – przynajmniej ja tak uważam. Otrzymujemy koszulki, dyplomy i w drogę do domu.

Myślę że wszyscy uczestnicy Święta Roweru 2011 są zadowoleni.

Mała statystyka:

Zbigniew Iwanek – 290 km

Marta Nowak – 153 km

Gream Muston – 232 km

PS. Dzień później chłopcy (Olek i Viktor) twierdzili że widzieli w Kozłówce „Pawiana”

Relacja i foto: andyrock

wtorek, 21 czerwca 2011

Spontan 11.06.2011

Właśnie kończył się mój tygodniowy urlop i rozpoczynał się pierwszy wolny weekend bez szkoły, więc zaproponowałem na forum wyjazd w nieznane. Padła propozycja Nałęczów, więc ustaliliśmy, że tam jedziemy. Rano wstałem i spojrzałem na telefon ( nieodebrane połączenie od Bynia ), dzwonię i slyszę pytanie: Na pewno jedziemy? Odpowiedziałem, że nie po to się pakowałem cały wieczór żeby zostać w domu. Więc 6.06 wsiedliśmy
do pociągu do Nałęczowa, tam trwało ustalanie trasy naszej wycieczki.






2 godziny później już byliśmy w Nałęczowie ( dwóch kolegów AA w pociągu nie wytrzymało tempa ), więc stwierdzili, że nie jadą dalej z Nami i dalszą podróż już na dwóch kółkach rozpoczęliśmy we trójkę: Mariola, Bynio i ja ( Yozue ).
Krótki postój zrobiliśmy w parku w Nałęczowie, żeby napić się wody i posilić się przed dalszą drogą w nieznane dla mnie
( ponieważ jestem początkującym rowerzystą i dla mnie wszystkie trasy są nowe ) a jeżdżę rowerem przyspawanym do podłoża, żeby się nie przewrócić.



Z Nałęczowa ruszyliśmy na Wojciechów, a stamtąd ścieżką dla rowerów górskich, gdzie spotkała mnie niespodzianka, w kałuży przycupnęła "księżniczka zamieniona w żabę".

Więc ją pocałowałem i ku mej rozpaczy, była to prawdziwa żaba, a w ustach pozostał niesmak i nawet guma do żucia nie potrafiła go zlikwidować.



Następny postój mieliśmy w Wąwolnicy i po krótkiej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Kazimierza Dolnego, po drodze zatrzymaliśmy się przy Kapliczce Matki Kębelskiej w Kęble, gdzie spotkaliśmy dwoje rowerzystów z Puław ( piękne mają tereny do jazdy ).
Ruszyliśmy w dalszą drogę, przy zjeździe do Kazimierza Dolnego Bynio osiągnął zawrotną prędkość, od której zaczęły mu pękać szprychy w kołach, co doprowadziło nas na cmentarz.
Z Kazimierza Dolnego do Janowca przepłynęliśmy promem i nad brzegiem Wisły zatrzymaliśmy się na dłuższy postój, żeby się posilić. Człowiek uczy się całe życie, hitem okazały się jaja w ................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................... w majonezie, smaczne i pożywne. A jak smakowały, to mogą opowiedzieć tylko naoczni świadkowie, czyli członkowie wycieczki.
Podjazd na zamek w Janowcu to istna katorga, ale jaka satysfakcja jak wjedziesz o własnych siłach.
I tu zagadka:
Kto straszył w tym dniu na Zamku w Janowcu?
Widok na Kazimierz z Janowca piękny.













Z Janowca po krótkim postoju ruszyliśmy do Puław i stamtąd pociągiem do Międzyrzeca.
Miało być bez statystyk i komentarza.
80 km w siodle.
Teren piękny, górzysty, to czego u Nas brakuje.
Warto jechać nawet jeżeli było się tu już setny raz.
Samochodem lub PKP to tylko 2 godziny jazdy, a jakie atrakcje zjazdy i podjazdy. 12.06.2011 spędziliśmy w domach wypoczywając po trudach poprzedniego dnia.
Zdjęcia

wtorek, 7 czerwca 2011

Szlak Jagielloński-Wiwaty Królewskie 4-5.06.2011r.




Trzecie Wiwaty Królewskie, Kazimierz Jagiellończyk w Międzyrzecu. Jest to impreza cykliczna na Szlaku Jagiellońskim co roczna. W tym roku przypada 510 rocznica Unii Mielnickiej i z tej okazji rowerzyści z Brześcia, Kobrynia(Białoruś koła BOK), Białej Podl.(BKR) i Międzyrzeca rowerowy międzyrzec (MOSiR) uczestniczyli w rajdzie rowerowym na Szlaku Jagiellońskim . Odcinek jaki przejechali rowerzyści to: Międzyrzec-Huszlew-Mielnik. Trasa rowerowa. W rajdzie rowerowym uczestniczyło trzydziestu rowerzystów. Po dotarciu do rzeki Bug w okolicy Zabuża, przeprawa promem a następnie zwiedzanie Mielnika . Kolacja i nocleg w Zespole Szkół w Mielniku im. Unii Mielnickiej. Następnego dnia śniadanie i wyjazd do Grabarki. Po zwiedzeniu Świętej Góry Grabarka powrót do szkoły po Nasze rumaki i w trasę: Mielnik-Niemirów-Janów Podl.-Neple do Terespola by tam przy granicy pożegnać rowerzystów z Białorusi . Drugi dzień rajdu rowerowego nie odbywał się już na Szlaku Jagiellońskim ale nie znaczy to że nie był ciekawy. Atrakcje drugiego dnia to : przeprawa promem z Niemirowa do Gnojna, Stadnina koni w Janowie Podlaskim, Szwajcaria Podlaska (Nepelska). W Neplach przekraczamy rzekę Krznę z nad której dzień wcześniej wyjechaliśmy z Międzyrzeca. Mijając Neple widzimy w oddali Brześć ,docieramy do Terespola. Dziękujemy sobie za wspólną jazdę rowerową i mile spędzone dwa dni a po chwili robi się Nam smutno bo Białorusini i koledzy z Białej Podl. to fajna brać rowerowa a My musimy się rozstać . Nasze liczniki po dwóch dniach rowerowej przygody wskazują około 135 km. Po pożegnaniu siadam na rower i do domu, pozostało mi tylko 70km. o godz. 21.00 jestem na miejscu cały i zadowolony z dwudniowej wyprawy . Pozostali rowerzyści powracają busem technicznym i PKP . Podziękowania: wszystkim rowerzystom biorącym udział w rajdzie Dyrekcji MOSiR w Międzyrzecu Podl. Burmistrzowi miasta Międzyrzec Podl. Dyrekcji Zespołu Szkół w Mielniku im. Unii Mielnickiej oraz wszystkim ludziom wspierającym rowerzystów. Relacja i foto z wyprawy andyrock.

środa, 1 czerwca 2011

ROWERZYSTA


Urodził się i mieszka w Warszawie, lecz poprzez rodziców "związany" jest z Miedzyrzecem i oboje z Basią mamy taką nadzieję że w przyszłości zasili rowerowy międzyrzec. Dominik bo tak ma na imię ten "nowy" rowerzysta, kiedy przebywa u dziadków chętnie uprawia pierwsze treningi rowerowe. Pod okiem babci i dziadka. Widzimy że wszystko odbywa się prawidłowo na treningu, jazda na rowerze "PANDA"(ciekawa firma) i odżywianie podczas rowerowej zabawy. Tak się składa że dzisiaj jest pierwszy czerwca DZIEŃ DZIECKA - dużo radości i uśmiechu wszystkim dzieciom, pozdrawiamy Basia i Andrzej.
wszystkie fotki

niedziela, 22 maja 2011

Sentymentalna Jednodniówka ( z dwoma zagadkami?)

Ktoś zapyta dlaczego sentymentalna, ponieważ lubię powracać w te okolice i spotykać się z dwoma rzekami Liwcem i Bugiem. Jadę w kierunku Węgrowa aby spotkać obydwie rzeki jednocześnie trzeba dojechać w okolice Kamieńczyka. Tam te rzeki spotykają się. Ale spokojnie może wszystko po kolej. Pobudka 18.05.2011r. o godzinie 3.00 szybkie spakowanie,toaleta śniadanie kawa i w drogę. Jak wspomniałem na forum chcę sprawdzić kolana i tyłek a jednocześnie spotkać Liwiec i Bug w jednym miejscu. Godz. 4.00 wyjazd trasą Nr 2 szybki przejazd w kierunku Siedlec następnie trasą 696 w kierunku Węgrowa. Już w miejscowości Chodów spotykam Liwiec robię fotkę i dalej w drogę, pogoda jest w tym dniu wymarzona,co raz cieplej wiec w okolicy Mokobód przebieram się wyjmuję z sakw lżejsze ubranie piję kawę i dalej. Pędzidło i moje kolana sprawują się jak do tej pory dobrze. Dojeżdżam do Węgrowa i przychodzi mi myśl żeby na Liw popatrzeć z drugiej strony więc udaję się do miejscowości Jarnice. Z Jarnic obserwuję z sentymentem zamek i kościół w Liwie. Następnie Węgrów szybko ponieważ w centrum przebudowa, kostka itd. .Trasą Nr.62 z Węgrowa jadę w kierunku Łochowa lecz w miejscowości Paplin skręcam w lewo po głowie "chodzi" mi Urle i takimi "bokami"docieram do tej miejscowości. Wspomnę o "bokach" tj. Jaczew, Rowiska, Myszadła i Borzyny. I cóż w miejscowości Urle rozczarowanie,miejsc ładne wypoczynkowe tylko trochę dziwne (zamknięte). Dacze po obu stronach drogi którą jadę wiem że Liwiec płynie tuż tuż lecz dostać się do rzeki nie mogę. Tereny poogradzane , dużo napisów typu Teren Prywatny lub Droga bez przejazdu. Trochę jak na podmoskiewskich daczach tylko ochrony z kałachami brak. Natomiast nie zauważyłem tabliczek informacji Turystycznej np. Plaża, Kąpielisko, Przystań kajakowa czy po prostu -rzeka LIWIEC . W miejscowościach Iły i Strachów podobnie. Wielka szkoda być może są jakieś ścieżki , tylko oznakowania brak . "Przecinam" trasę Nr. 62 i po niedługim czasie jestem w Loretto miejsce bardzo urokliwe i sentymentalne, zatrzymuję się na dłużej . odwiedzam sanktuarium, posilam się duchowo no i oczywiście posilam swój organizm ponieważ będą mi potrzebne siły na drogę powrotną. Co ja mówię o drodze powrotnej przecież Ja jeszcze nie dotarłem do Kamieńczyka i nad rzeki LIWIEC i BUG. Jadę więc nad te piękne rzeki . Tutaj pierwsza zagadka, jaka to roślina? Występuje u ujścia rzeki Liwiec posiada ciekawe liście a w tym roku zaobserwowałem coś co pozostaje po kwiatostanie tej rośliny patrz foto.
I druga zagadka co tych dwoje łączy ? patrz foto. Kamieńczyk... odpoczynek i droga powrotna,przez Łochów ,Węgrów,Siedlce i finisz w Międzyrzecu o godz. 20.45. Wyprawa udana, kolana i tyłek sprawdzony jest O.K.
relacja i foto z wyprawy andyrock pozdrawiam.







wszystkie zdjęcia oraz trasa


czwartek, 5 maja 2011

Majówka w okolicach Białej Podlaskiej

II Bialska Majówka przeszła do historii.
"I My tam byliśmy, miód i wino piliśmy" - a co poza "piciem" robiliśmy  to przeczytacie tutaj i zobaczycie tutaj i tutaj
Warto dodać że  "rowerowemu międzyrzecowi" przybyła następna kobieta, która przekroczyła setkę ;-)
przejechanych kilometrów jednego dnia.
Magda "wykręciła" 110km
"Jubilatce" gratulujemy.

Rowerem Po Południowym Podlasiu z Międzyrzeca jechali:
Magda, Jurek, Andrzej, Sławek, Wiesiek, Bynio

PS
BKR  robi bardzo dobrą rowerową robotę.
Jest coraz mniej młodych ludzi, którym  chce się robić coś dla innych.
Pozdrawiamy Serdecznie

piątek, 22 kwietnia 2011

Palmowa Niedziela w Puszczy Białowieskiej

Puszcza Białowieska to najstarszy  "las" w Europie. Leżący w administracyjnych granicach Polski i Białorusi. Ostatnie "dzikie" miejsca w tej części świata. Przyciąga swoją "magią" wielu ludzi, którzy chcą doświadczyć czegoś, czego nie mają na co dzień. Czegoś co brakuje wszystkim. Spokoju, nienaruszonego porządku, pewności, energii, która drzemie w naturze,
W Puszczy Białowieskiej byłem wiele razy także po stronie Białoruskiej. Lubię las. Lubię odgłos ocierających się o siebie konarów drzew, śpiew ptaków, stukot dzięcioła szukającego pożywienia, szum hulającego wiatru, ciszę bezwietrznego dnia. Lubię kolory lasu wszystkich pór roku, lubię widok przemykających w gęstwinie lub żerujących na polanach zwierząt. Po prostu lubię kontakt z naturą, która "ładuje moje akumulatory", która pozwala na "chwilę" przemyśleń, bez tego chyba nie mógłbym  funkcjonować.
Dlatego każdy wolny czas chcę wykorzystać na obcowanie z naturą.
Dla mnie niema lepszego odpoczynku jak zmęczyć się na łonie natury, dać z siebie wszystko podczas  biegu, czy  jazdy rowerem po leśnych ścieżkach, ale lubię też posiedzieć gdzieś w "gęstwinie" i wsłuchiwać się w odgłosy lasu . Teraz nie często to robię. Dlatego nie mogę odmówić sobie przejażdżki  gdy taka okazja się nadarza.
Na zaproszenie Brzeskiego Klubu Turystyki Rowerowej KOŁA BOK po raz kolejny wybraliśmy się do Puszczy. Początek naszej podróży nie zapowiadał się dobrze. Na granicy...... Albo nie, poco pisać o czymś co i tak w sumie nie miało wielkiego znaczenia, trochę nerwów, straconego czasu i to wszystko.
 Przez KOŁA BOK-i jak zwykle zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie. Przewieziono nas i rowery do bram Puszczy  w miejscowości Kamieniuki.
I zaczęła się jazda,
Asfaltowymi ścieżkami w środku wielkiego lasu kilkadziesiąt osób poruszało się rowerami bardzo sprawnie i stosunkowo szybko. Była piękna pogoda, słońce świeciło i ogrzewało swoimi promieniami budzącą się do życia przyrodę. Kwitnące przylaszczki swoim kolorem wyróżniały się wśród zieleniących  traw i rozpoczynających pączkowanie drzew. Kwiaty te już definitywnie pokazały że zima odeszła.  Przyroda "nie tknięta" ludzką ręką,  robi naprawdę wielkie wrażenie. Nikt tutaj nie wycina powalonych drzew, nie ustawia kubików pociętego drewna. Wszystko toczy się tak jak przed setkami lat - tylko ten asfalt i lądowisko dla śmigłowców, jak dla mnie, tutaj nie pasują.
Pierwszego dnia przejechaliśmy około 55 km wszystko przez Puszczę.
Nocleg mieliśmy w TUR BAZIE :-) w miejscowości Tihawola położonej w środku lasu. Osada kilkanaście domów, jeden sklep otwarty 2 razy w tygodniu. Cisza spokój, co raz przejadą tylko pogranicznicy.
Jak zwykle dzień "rowerowania" kończy się przy stole. Dla mnie najlepiej smakowała UCHA - zupa rybna przygotowana przy ognisku przez męską część KOŁA BOK.
Rozmowy, dyskusje, wymiana poglądów i upominków i do śpiwora.
Z tymi upominkami to jest problem. Tak jakoś się utarło ze ofiarujemy sobie coś na wzajem przy każdym spotkaniu. Białorusini  mają już chyba wszystkie nasze foldery jakie wypuściło miasto Międzyrzec i inne gadżety i dlatego  nie wiadomo co im dać. Ale nie tym razem. Ja nie miałem wątpliwości i dylematu. W przeddzień Palmowej Niedzieli prezentem nie mogło być nic innego jak  "palma".
Wszyscy otrzymali symbol wjazdu Chrystusa do Jerozolimy .
Wyobraźcie sobie. W  Palmową Niedzielę rowerzyści polscy i białoruscy wieźli polskie  palmy przez białoruską część puszczy, pozatykane w plecaki, sakwy czy przy kierownicach roweru.
 Palmę dostał nawet "Died Maroz", odpowiednik naszego św Mikołaja, którego odwiedziliśmy w jego siedzibie. Czy to nie było "piękne"?
Czy potrzebne są granice, uprzedzenia, podziały, które powodują tak wiele złego z wojnami na czele? Czy nie można wsiąść na rower i jechać gdzie oczy i koła roweru poniosą? Bez granic, nienawiści i złego myślenia. MOŻNA.
Prawosławni też mają swój wielki tydzień i obrzędy z nim związane.Ale nie przeszkadzało im przyjęcie od nas palm  Dla tego nie rozumiem dlaczego jest tak wiele rozłamów i podziałów,  przecież i tak wszystkim chodzi o czynienie dobra. Więc w czym problem?
Wspólnie pokazujemy że można się porozumieć, mimo odrębności  kulturowej, światopoglądowej, pokazujemy że wspólnie  możemy cieszyć się z tego co nam przynosi każdy dzień.

Drugiego dnia przejechaliśmy około 60km "zahaczając" o jezioro Lackie położone w środku puszczy.
I tego dnia widziałem po raz pierwszy  żubry  cieszące się wolnością. Nawet dla widoku Króla Puszczy warto było tutaj przyjechać
 Po Najstarszym Lesie w Europie, który ma  600lat i nie dzieli,  a łączy dwa  Kraje, przejechaliśmy na rowerach około 110 km.
W miłej atmosferze spędziliśmy dwa dni, rozkoszując się dzikością "pierwotnego lasu" chłonąc energię jaka drzemie w przyrodzie. Na pewno nie ostatni raz.

Hitem tego wyjazdu był ten utwór w interpretacji Andrzeja. Może to być "hymn rowerowego międzyrzeca". Ale dla mnie jakoś nie pasuje do "starego lasu", bardziej pasuje chyba  to

W  "eksplorowaniu" Puszczy Białowieskiej po stronie białoruskiej z ramienia :-) "rowerowego międzyrzeca" uczestniczyli:
Edyta /BKR/, Barbara, Mariola, Andrzej, Bynio, Wiesław, Jurek, Sławek   oraz na "gościnnych występach dwaj Andrzeje" :-)
Zdjęcia
Moje   -  robione nie moim aparatem - jakość słaba
Wieśka
Andyrock-a

środa, 6 kwietnia 2011

6 Półmaraton Warszawski - Czy to tylko bieg?

"Bieganie jest najprostszą formą aktywności i ma wiele “cudownych” właściwości"- normalnie się rymuje. Jo jo ziom
Tak napisałem - bo sam doświadczyłem tych  chwil, gdy biegłem w pięknym terenie, w różnych warunkach atmosferycznych, wolny, nieograniczony, otwarty na wszystko co mnie otacza. Często "męcząc się", w otoczeniu przyrody, rozmyślałem o sensie życia. Podczas wyczerpującego długiego biegu, kiedy ciało porusza się tylko i wyłącznie dzięki sile woli, mogłem dowiedzieć się wiele, o sobie, jaki jestem, i na co mnie stać, co mogę dać dla innych, i czego mogę od nich oczekiwać.
Było to uczucie prawie że mistyczne, i nie ćwiczyło tylko ciała, ale przede wszystkim ducha.
Często zadawałem sobie pytania czy inni też mają takie odczucia i myśli. Czy ludzie biorący udział w długich biegach ulicznych na całym świecie w wielotysięcznym  tłumie czują  i myślą podobnie.
Nie widziałem dużego biegu ulicznego na "żywo". A chciałem odczuć jak to jest gdy kilka tysięcy ludzi robi to samo - biegnie.
W tym celu pojechałem do Warszawy.
Każde "szanujące" się miasto stara się organizować bieg który przyciągnie wielu ludzi.
W stolicy  jedną z większych imprez biegowych jest Maraton Warszawski, który odbywa się na początku jesieni, oraz Półmaraton który niejako jest "rozgrzewką" do tego pierwszego.
Właśnie półmaraton wybrałem aby "dowiedzieć się" na czym polega ten "fenomen".
Co sprawia że tysiące ludzi o różnej barwie skóry, o różnych poglądach, i bez względu na wyznawaną religię, grubi, chudzi, niscy, wysocy, sprawni i sprawni inaczej chcą się spotkać, i razem  biegać. Każdy z nich ma swoje problemy, swoje sukcesy, potrzeby, pragnienia.
Ale co przyciąga ich  by się "wspólnie męczyć"?
- Sława, chęć pokazania się, pieniądze?
Obserwując biegaczy można dostrzec że są osoby, które chcą się pokazać, chcą zaistnieć, chcą  "mieć swoje pięć minut" są też tacy którzy otrzymają nagrody /najlepsi/
Ale większość  przyjechała po to aby się sprawdzić, "zmierzyć z dystansem" oraz spotkać z "innymi biegającymi"
Co przeżywają podczas takiego biegu i co myślą? - ciężko  wywnioskować z obserwacji.
Widać  "serce" które wkładają aby pokonać podbiegi, zbiegi, długie proste. Widać wysiłek, czasami ból, ale przede wszystkim  wielką radość z pokonywania dystansu. Radość, która udziela się wszystkim na trasie i mecie biegu.
Wszyscy pomagają sobie w "ciężkich chwilach", dopingują do większego wysiłku. gratulują na mecie, Nie ma złośliwości, "podstawiania nóg". Jest czysta rywalizacja z konkurentami i z własnymi słabościami. Każdy biegnąc wie że  przygotowania jego "przeciwników" niebyły łatwe, każdy włożył dużo pracy aby pokonać dystans i swoje ograniczenia.
Znam to ze sportów walki.
Na pewno widzieliście nie raz walki bokserskie. Dwóch ludzi leje się po twarzach ile im fabryka dała. ale po walce są "najlepszymi przyjaciółmi" dziękują sobie za ostrą walkę. 
Bo wiedzą ile "kosztowały " przygotowania i ile trzeba odwagi aby stanąć na przeciwko siebie i "dać z siebie wszystko", mają po prostu szacunek do przeciwnika./
Bieg - w przeciwieństwie do sportów walki jest  często "niedocenianym" zajęciem, szczególnie w naszym kraju  W dzisiejszych czasach według mnie powinien być nie modą a wręcz koniecznością dla wielu, w tym dla mnie.
Dlaczego? Już wyjaśniam.
Mówi się "Rozwój  cywilizacyjny doprowadza do  zmian w atmosferze, ociepla klimat co doprowadza do zmian także w nas".
Rozwój czy my?. Kto tu rządzi?
Przecież to my większość czasu spędzamy w pozycji siedzącej lub leżącej. To my wylewamy  ścieki do rzek, śmieci wyrzucamy do lasu, produkujemy "sztuczne jedzenie", wycinamy puszczę amazońską ogólnie  nie dbamy o naturalne środowisko. A wszystko to sprawia że w naturze jesteśmy coraz słabsi, często chorujemy, brak nam odporności na naturalne zimno i ciepło. Byle deszczyk czy "większy śnieg" przyprawia nas o "katar" i "wielkie" kłopoty. Uszkodzony samochód, to problem, bo jak dojść do sklepu który jest oddalony  300m od naszego domu. A wejście po schodach na 3 piętro do znajomych sprawia że serce 'niemało wyskoczy" nam z klatki piersiowej.
Przewartościowaliśmy   życie.
Bardziej rozczulamy się nad psem, który mógł zginąć na płynącej krze niż nad milionami zabijanych nienarodzonych dzieci.
Jesteśmy "tolerancyjni" - bo co nam przeszkadza jak pan z panem...... zaadoptują dziecko.
DLATEGO  MUSIMY   "zatrzymać się" i "spojrzeć" na siebie z innej perspektywy.
Długi bieg czy dłuższa wyprawa rowerowa,  dają nam, raz na jakiś czas "godzinę dla siebie". Gdy biegniemy czy jedziemy rowerem , możemy przemyśleć to co jest w nas, "odnaleźć siebie", "odnaleźć" to co jest nam naprawdę potrzebne. Na codzień nie mamy czasu, nawet godziny,/???/ bo jest praca, szkoła,  dzieci,  problemy.  Zawsze znajdziemy jakąś wymówkę.
Czy będziemy umieli znaleźć ten czas dla siebie, zależy od tego jakie mamy "potrzeby", które jak by się tak naprawdę zastanowić  nie są "potrzebami".Czy tak naprawdę potrzebny jest nam nowy samochód, jeszcze bardziej funkcjonalny dom, nowe meble. Czy nie bardziej powinno nam zależeć na "poukładaniu" swoich myśli , porozmawianiu z najbliższymi,  pobieganiu w parku czy wyjściu na rower. Co jest ważniejsze, piękny dom czy ludzie w nim mieszkający. "Czy życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie?" /cytat chyba wiecie z czego/
A co w tym momencie ma z tym wspólnego bieg czy aktywność ruchowa? - ktoś zapyta.
Bieg - to  pretekst - do znalezienia czasu dla siebie.
Bieg czy aktywność, traktowana tylko i wyłącznie instrumentalnie, sprawi że będziemy mniej ważyć tak jak chcieliśmy, lepiej się czuć, poprawimy swoje czasy na "6 kółek" w parku.  I jeżeli będziemy robić to dłuższy czas to stanie się naszą potrzebą. To wszystko - no może jeszcze parę innych rzeczy
Ale  jeżeli wykorzystamy ten czas także na przemyślenia, o czymś więcej niż tylko o sobie i swoich potrzebach, pomyślimy  o życiu i śmierci, o dobrym i złym zachowaniu, o miłości i nienawiści, o wojnie i pokoju, o Bogu i szatanie, o przeciwnościach które są w nas.
"Dojdziemy" być może do ciekawych wniosków i będziemy  mogli zrozumieć co jest lepsze, dla nas i dla innych..
Ale to się tylko tak łatwo mówi - pisze.
Czy taki "bieg" może cokolwiek zmienić? 
Uważam że zmieni, tylko należy zacząć "biegać"

 Pozdrawiam
BYNIO

PS
Miało być o bieganiu a wyszło jak zwykle. Nie tylko o bieganiu

Wyniki Międzyrzeczan w   6 Półmaratonie Warszawskim /21km 97m/

Pulik Jerzy 1,26,42
Muszyński Dariusz 1,44,16
Pocztarski Karol 1,44,16
Antoniuk Wiesław 1,49,20
Nowik Adam 1,50,01
Kozak Zdzisław 2,33,13

niedziela, 3 kwietnia 2011

"W poszukiwaniu wiosny"

 
- Kilkadziesiąt  osób -/z Białej Podlaskiej "BKR", Siedlec "Leniwce", Warszawy, Białorusi "KOŁA BOK" /dojechali w trakcie rajdu/ i Międzyrzeca "rowerowy międzyrzec AKTYWNI"/
- rowerowy tor przeszkód
- znicze i kwiaty przy pomniku Jana Pawła II
- 2 radiowozy policyjne
- 1 rundka dookoła "skwerku"
- 45km po kamieniach, piachu, błocie i asfalcie
- 7 godzin i 30 minut - wspólnego przebywania na świeżym powietrzu./chociaż, niektórzy więcej/
- kilka ciekawych miejsc w okolicy Międzyrzeca
- 1 "zgóbka"
- 2 "wywrotki",
- 2 "złapane gumy"
- 1 ognisko
- kocioł fasolki po bretońsku
- "ileś"  kiełbasek
- "ileś" napoi
- "ileś" kamizelek odblaskowych
- "ileś" gadżetów rozdanych podczas trwania rajdu
Tak można podsumować poszukiwanie wiosny na podstawie tego ,co było widać.
Ale czy to wystarczy?   Każdy z uczestników powinien ocenić sam.
Dla nas najważniejsze, że wszyscy przejechali bezpiecznie całą trasę, i że razem spędziliśmy aktywnie czas dobrze się bawiąc.
Obserwując przyrodę na trasie, mogliśmy stwierdzić jednoznacznie - w końcu po to się wybraliśmy JEST JUŻ WIOSNA - Ludzie wyciągajcie rowery z piwnic, garaży i  komórek, sprawdźcie  ich ich stan techniczny, nasmarujcie  i w drogę.
Dziękujemy wszystkim za przybycie, a przede wszystkim koleżankom i kolegom z Białorusi /KOŁA BOK -Brześć/ którzy, mimo trudności z przekroczeniem granicy nie szczędząc czasu i pieniędzy przybyli do nas i chcieli pojeździć  z nami tych kilkadziesiąt kilometrów po okolicy Międzyrzeca - Brawo dla Was.
Mamy nadzieję że spotkamy się jeszcze nie raz.
  
Dziękujemy także:
Dyrekcji MOSiR Międzyrzec Podlaski za pomoc w organizacji rajdu / pomoc w większych rajdach ze strony MOSiR mamy obiecaną/
Komisariatowi Policji w Międzyrzecu Podlaskim za zabezpieczenie przejazdu
Wieśkowi /Yozue - mu/ za udostępnienie swojej posiadłości.
Bankowi BGŻ za kamizelki i gadżety odblaskowe
Oraz wszystkim którzy przyczynili się do tego, że rajd się odbył.

Pozdrawiamy
r m

Zdjęcia 1
Zdjęcia  Andyrock

środa, 23 marca 2011

Powitanie WIOSNY -2011.



"Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty"

Podczas wcześniejszego spotkania rowerzystów zaproponowałem powitanie Wiosny z rowerzystami z Białej Podl. Pomysł mój zaakceptowali Jurek i Wiesław. Jakież było moje zdziwienie 20 marca o godz.9.00 gdy na miejsce zbiórki dojechali Andrzej, Sławek, Wiesław i Andrzej.
Po godzinie pedałowania dotarliśmy do Białej i tam na Placu Wolności dowiedziałem się, że to Jurek powiadomił resztę grupy rowerowej o wiosennym wypadzie w Białej Podl. Wspomnę jeszcze o krótkiej rozmowie z Kraszewskim na Placu (mieliśmy trochę czasu rowerzyści z Białej zaplanowali start na godz. 11.00).
O godz. 11.00. wszyscy którzy mieli ochotę na niedzielną wyprawę wiosenną ruszyli w kierunku Krzny, lecz w grupie rowerzystów nie było Marzanny (do topienia ) więc pojechaliśmy dalej w kierunku Witoroża. Pogoda z godziny na godzinę była coraz lepsza, wiec jazda rowerem była przyjemnością i dawała Nam wiele radości. Jeszcze na ulicach Białej dołączyło do grupy kilka osób i tak wspólnie dotarliśmy do Witoroża. W pięknym drewnianym kościółku proboszcz tutejszej parafii opowiedział Nam historię o tym pięknym podlaskim kościółku. Następnie przez Danówkę drogami leśnymi jechaliśmy w kierunku Sokula. Jazda przez leśne ścieżki trochę Nas zmęczyła, nieśmiałe promyki słoneczne rozleniwiły i tak na leśnym skrzyżowaniu zatrzymaliśmy, natychmiast powstała propozycja ogniska i tak też zrobiliśmy. Wszyscy uczestnicy w miarę sprawnie uporali się z rozpaleniem ogniska. Oczywiście pamiętając o bezpieczeństwie. Każdy z uczestników tej wiosennej eskapady posiadał coś co nadawało się na ognisko, a ponadto Renata i Ludmiła kupiły w Białej kiełbasę na ognisko .Były jeszcze banany (niektóre plastykowe ) . Atmosfera przy ognisku była wspaniała dużo śmiechu i ciekawych opowieści o wyprawach rowerowych. Następnie wioska Sokule i tam Nasze drogi rozeszły się bielszczanie w prawo a My w lewo, ciekawa trasa obok torów kolejowych -Jurek, Andrzej, Sławek, Andrzej, Wiesiek i Andrzej (sami Jędrusie ) pokonując w tym przed wiosennym dniu ponad 75 km. wróciliśmy bardzo zadowoleni do swoich domów.
Relacja i foto Andyrock



sobota, 19 marca 2011

Topienie Marzanny

... w słońcu i piaskach pustyni.


Film dedykowany dla dzisiejszych porannych biegaczy.
Ku pokrzepienia oraz zwiększeniu  motywacji do dalszych treningów oraz walki z własnymi słabościami.
Miłego oglądania

piątek, 18 marca 2011

Witam

".... i o zdrowie pytam."  - bo patrząc na ilość aptek w naszym mieście to chyba  jest nie najlepiej.
Ludzie ruszajcie się, jeździjcie rowerami, biegajcie, uprawiajcie systematycznie jakieś sporty a poprawi się wam samopoczucie,  łatwiej wam będzie znosić codzienny trud.

Pozdrawiam

Hurra, właśnie się zalogowałem

Właśnie się zalogowałem i będę pisał głupoty, a Admin na pewno mnie usunie

Witamy

Od dzisiaj blog ma więcej autorów, którzy zdecydowali się pisać o wyprawach, wycieczkach, i wszystkim co jest związane z rowerami.
Witamy
Bynia, 
znanego w niektórych kręgach jako Bi Bi, 
Andyrock-a  
artystę - rowerzystę
Yozue-go,
co wszyscy chcą czytać jego ...teksty.
Taka mieszanka autorów o różnych osobowościach może być wybuchowa ale za to będziemy mieli różne "spojrzenia i relacje ".
Pełna demokracja, zobaczymy co z tego wyjdzie.

Chłopaki bierzcie się  do pisania.

Zapraszamy następnych chętnych